piątek, 19 lipca 2013

# 001.

        Prawdę mówiąc, mało interesowało mnie otoczenie, choć ludzie spoglądali na mnie z kilku stron. Mój dom znajdował się przy skrzyżowaniu, na rogu. Siadając na balkonie byłam widoczna  z całego skrzyżowania, z niemal każdej ulicy czy polnej dróżki znajdującej się nieopodal.
        Zaczytana w nowo zakupionej lekturze Bukowskiego naprawdę miałam gdzieś, czy ktoś przechodzący  czy też przejeżdżający ulicą patrzy na mnie. Nie obchodziło mnie wcale czy ktoś mi się przygląda, czy jest ciekawy co czytam, czy chce cośkolwiek ode mnie.
        Dla mnie świat mógł nawet nie istnieć, gdy siadałam wygodnie, przykrywałam nogi miękkim kocem w jaguarze cętki i odpływałam, czytając. Jestem wtedy w swoim własnym małym świecie, do którego nie ma wstępu nikt, poza mną.
        Jaki mamy dzień? Dwudziesty kwietnia. Sobota. Godzina jedenasta trzydzieści pięć. Jak co sobotę przed południem, siedziałam sama w domu. Brat był w pracy. Co mogłam robić w taki dzień? Trzeba posprzątać, wiadomo. Zrobić pranie, tak. Zrobiłam wszystko, co tylko było do zrobienia. Jednak nadal miałam jeszcze trochę czasu dla siebie, więc zrobiłam sobie zieloną herbatę, chwyciłam książkę, koc i wyszłam na balkon. Usiadłam wygodnie, upiłam kilka łyków herbaty, przykryłam się kocem i otworzyłam "Szmirę" Charles'a Bukowskiego, gdzie skończyłam ostatnio czytać.
        Wiosenne słońce otulało moje policzki i dłonie, a lekki powiew świeżego powietrza oczyszczał moje drogi oddechowe. Ulice były puste, co mnie dziwiło. Co prawda moja miejscowość była mała, bliżej jej było do wioski niż do miasta, ale jednak zawsze ktoś przechodził, przejeżdżał, nigdy nie było tak cicho. Miałam wrażenie, że to jak gdyby cisza przed burzą. W tym spokojnym momencie do głowy by mi nie przyszło, jak trafnie mogłam ocenić sytuację.
        W końcu przyszła wiosna, słońce wyłoniło się zza chmur, wszystko budzi się do życia. Nie mogłam się tego doczekać. Zima strasznie mi się dłużyła. Nie lubię zimy. Wręcz nienawidzę. Nie lubię, kiedy muszę kisić się w budynku, bo wszędzie jest zimno, bo jest za dużo śniegu, bo jest zbyt duży mróz, bo wieje zbyt mocny wiatr czy coś jeszcze innego. Zima mnie przytłacza, odżywam razem z przyjściem wiosny.
        Wiosna, wiosna, a co w związku z nią? Rozpoczyna się sezon. Sezon motocyklowy. Wiosną i latem siedzenie na balkonie staje się jeszcze przyjemniejsze. Tyle pięknych maszyn przejeżdża codziennie obok mojego domu. Dzięki temu, że jest to skrzyżowanie, mogę zobaczyć je wszystkie dokładniej, gdy zwalniają. Do tej pory pogoda niezbyt sprzyjała motocyklistom, ale wszystko jest na dobrej drodze. Od trzech dni jest już więcej słońca, robi się coraz cieplej. Nareszcie będzie ich więcej. Na to czekałam.
        Jakby na potwierdzenie teych myśli, do moich uszu dobiegł ten upragniony dźwięk. Zbliżał się. Podniosłam wzrok znad książki i utkwiłam go w ulicy, na której lada moment maszyna powinna się pojawić. Zmierzał od wschodu, coraz dokładniej było go słychać.
       Odłożyłam książkę na mały stolik i wstałam. Oparłam się łokciami o barierkę. Wciąż nie odrywałam wzroku od ulic.
       Zbliżał się także jakiś samochód. Pędził w stronę skrzyżowania od południa z dużą prędkością. Przez całe moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Nastał koniec ciszy przed burzą.
       To były ułamki sekundy.
       Motocykl. Samochód. Trzask. Tłuczone szkło.
       Sparaliżowało mnie.
       Stałam nieruchomo na balkonie wpatrując się w to wszystko szeroko otwartymi oczyma. Nie potrafiłam się ruszyć.
       Słabo się znam na motocyklach, ale mogę przysiąc, że gdy słyszałam ten dźwięk, byłam bliska orgazmu. Słowo daję. Była to naprawdę piękna maszyna. Wielka szkoda, że "była".
        - Kurwa mać - mruknęłam pod nosem, wciąż nie mogąc się ruszyć.
        Z czarnego opla astry wyszedł kierowca. Stanął obok auta i zaczął się rozglądać dookoła. Chwiał się na boki. Ledwo utrzymywał się na nogach. Zastanawiało mnie, czy to przez stres, czy też zwyczajnie był pod wpływem. Jednak nigdzie nie widziałam motocyklisty. Musiał być gdzieś na ulicy biegnącej na północ. Tam mój wzrok z balkonu nie sięga zbyt daleko.
        Wzięłam głęboki wdech, po czym powoli wypuściłam powietrze z płuc przez nos. W końcu mogłam się ruszyć.
        Kiedy tylko otrząsnęłam się z lekkiego szoku, który sparaliżował moje mięśnie, błyskawicznie zerwałam się i popędziłam na dół. W pośpiechu nawet nie wiązałam butów, tylko wybiegłam szybko z domu, podwórka. Przemknęłam obok domu, za róg, po czym upadłam na kolana obok chłopaka, który leżał na poboczu na wznak. Jego rozbity motocykl leżał na środku ulicy parę metrów dalej.
        - Hej, słyszysz mnie? - spytałam, kładąc drżąca dłoń na jego ramieniu.
        - Co? - mruknął.
        - Ja pierdole - wymsknęło mi się.
        Odetchnęłam z ulgą. Nie było aż tak źle na szczęście.
        - Jak się czujesz? Co cię boli? - pytałam zdenerwowana.
        Drżałam na całym ciele i nie byłam w stanie tego opanować.
        - Możesz zdjąć mi kask? - spytał cicho chłopak. - Tylko powoli. Proszę.
        - Chyba da się zrobić.
        Zdjęłam z ramion bluzę i zwinęłam ją, po czym na prośbę chłopaka, jak najdelikatniej tylko mogłam, zdjęłam z jego głowy kask. Zwiniętą bluzę włożyłam pod jego głowę.
        Mogłam przyjrzeć się twarzy chłopaka. Krótko ścięte brąz włosy, ciemna karnacja, brązowe oczy, które przy odpowiednim świetle wpadały w ciemną zieleń. Całkiem przystojny, pomyślałam.
        Uśmiechnął się do mnie słabo.
        - Jak się czujesz? - spytałam znów.
        - Złamałem sobie chyba rękę, nie mogę nią ruszyć. Cholernie boli. Poza tym już czuję te wszystkie siniaki, poobijałem się nieźle.
        - To na pewno wszystko? Wyglądasz, jakbyś w ogóle nie mógł się ruszyć.
        - Nie, aż tak źle nie jest - odparł, próbując podnieść się do pozycji siedzącej o własnych siłach.
        Raczej marnie mu to szło, więc pomogłam mu, uważając na lewy nadgarstek, który według chłopaka był złamany.
        Kątem oka dostrzegłam, jak zmierzał w naszym kierunku kierowca czarnego opla. Ewidentnie nie był trzeźwy. To można było zauważyć na pierwszy rzut oka.
        - Mamy towarzystwo - mruknęłam, wstając.
        - Mam zadzwonić na policję czy zwrócisz mi za zniszczenie samochodu? - spytał kierowca, zwracając się do chłopaka.
        Mówił całkiem poważnie, ale ja miałam wrażenie, że to jednak jakiś nieudany żart.
        - Pan sobie żartuje, tak? - wtrąciłam zdenerwowana. - Wie pan, jak pan wygląda? Dlaczego niby on ma zwracać panu koszty zniszczeń? Ile...
        Nie dokończyłam, ponieważ zostałam odepchnięta przez pijanego kierowcę, który znów zwrócił się do bruneta.
        - Jak będzie? Bo cierpliwość ma swoje granice, a spójrz jak przez twój motor wygląda mój samochód. Spójrz na niego! Zniszczony!
        Nie miałam zamiaru dać za wygraną. Brunet nie miał siły się nawet kłócić, ale ja nie zamierzałam pozwolić, by był tak traktowany przez sprawcę całego tego zajścia. Przecież to nie była wina motocyklisty.
        - Przecież ten wypadek to nie jego wina! - odezwałam się znów. - To pana wina. Widziałam to na własne oczy. Mogę być świadkiem. Widziałam, jak szybko pan jechał, przed skrzyżowaniem nawet pan nie zwolnił. Wjechał pan na skrzyżowanie z dużą prędkością, w dodatku pijany! Spowodował pan wypadek i jeszcze ma pan czelność domagać się zwrotu pieniędzy za zniszczenia? To jest chyba, kurwa, jakiś żart!
        Oboje patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Brunet chyba nie do końca wierzył w to, co widzi i słyszy, natomiast pijany kierowca zmierzył mnie groźnym wzrokiem od góry do dołu, po czym splunął na bok.
        - Nie wtrącaj się - warknął. - Nie brałaś w tym udziału. To nie jest twoja sprawa.
        - Tak się składa, że właśnie bierze - odezwał się brunet. - Jest świadkiem. Wszystko widziała.
        Powoli podniósł się z ziemi i stanął obok mnie, chwiejąc się lekko.
        - Chce pan dzwonić po policję? Proszę bardzo, niech...
        - Nie trzeba - przerwał mi brunet. - Niech pan po prostu stąd szybko zniknie. Nie chcę mieć z panem dłużej do czynienia. Wystarczająco dużo szkód pan narobił. Tylko radziłbym uważać na przyszłość. Nie chodzi mi o samą jazdę. Tak po prostu, niech pan uważa na siebie, bo może być różnie. W końcu, hmm, przypadki chodzą po ludziach, nieprawdaż?
        Kierowca spojrzał na nas z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym odszedł w stronę swojego obitego samochodu. Na szczęście jechał sam. Widziałam, jak wyciąga telefon, dzwoni do kogoś.
        - No kurwa, wypadek miałem! - krzyknął do telefonu. - Przyjedź tu szybko!
        - Spokojnie, nie zadzwoni na policję - odezwał się brunet. - Swoją drogą... nawet nie wiem, jak moja wybawczyni ma na imię.
        - Alex - odparłam, uśmiechając się.
        - Matt - podał mi rękę. - Miło cię poznać.
        - Nie powiem, fajne okoliczności zapoznania się.
        Oboje parsknęliśmy krótkim śmiechem.
        - Co z nim zrobisz? - wskazałam na motocykl na ulicy. - Przecież sam nie dasz rady go teraz zebrać.
        - Cholera, nie wiem. Masz przy sobie telefon? Zadzwoniłbym do kumpla. Pomógłby wziąć go z ulicy.
        Bez słowa wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i podałam chłopakowi.
        Niespełna dziesięć minut później zza rogu wyszedł wysoki dobre zbudowany blondyn o brązowych oczach. Wyraz jego twarzy pokazywał, że był lekko przestraszony, ale kiedy przyjrzał się Matt'owi, ulżyło mu trochę.
        - Dasz radę go zebrać? - spytał od razu Matt.
        - No coś ty, ja bym miał nie dać rady? - odparł blondyn. - Tak przy okazji, jestem Russell - zwrócił się do mnie.
        - Alex - odpowiedziałam z uśmiechem.
        Chwilę później Russell prowadził dość mocno zniszczony motocykl w naszą stronę.
        - I co z nim teraz? - spytał. - Szybka decyzja, bo nie mam całego dnia.
        - Możecie zostawić go u mnie na podwórku albo w garażu - zaproponowałam.
        - Widzisz, to jest dobra myśl! - uśmiechnął się blondyn. - Jak nie pijesz, to myślisz. Prowadź.
        Dopiero, co go poznałam, a już zaczynałam lubić. Zabawny był. Uśmiech prawie nie znikał z jego twarzy.
        Zaprowadziłam chłopaków do garażu, gdzie spokojnie mogli zostawić motocykl, po czym wygoniłam ich do lekarza. Matt nie mógł przecież tak zostawić tego nadgarstka. Gdyby nie złamanie, sama bym się zajęła tymi wszystkimi ranami, bo to dla mnie nie problem, ale nie dam rady nastawić mu kości i włożyć w gips.
        Gdy pojechali, wróciłam się do domu i zabrałam wszystko z balkonu w razie, gdyby miało zacząć padać. Nie miałam zamiaru wyczekiwać powrotu chłopaków, chodząc od okna do okna. Pobyt u lekarza może trochę potrwać. Była już trzynasta czterdzieści, więc wypadało zrobić obiad. Pomyślałam, że dziś zrobię ryż z sosem pomidorowym i warzywami. Dawno nie robiłam.
        Włączyłam sobie telewizor, zostawiłam na kanale muzycznym, po czym zabrałam się za gotowanie.
        O godzinie czternastej wszystko było gotowe i nałożone na dwa talerze, gdyż lada chwila próg domu miał przekroczyć mój brat. Nie minęły dwie minuty i usłyszałam, jak otwiera drzwi.
        - Cześć, młoda - przywitał mnie, rzucając rzeczy w kąt przedpokoju. - Co tak pachnie?
        - Obiad - odparłam. - Chodź, bo ci wystygnie.
        Brunet bez słowa usiadł przy stole i zabrał się za jedzenie. Błyskawicznie opróżnił talerz, po czym popędził się przebrać i wyszedł z domu. Wiedziałam, gdzie idzie. Codziennie po pracy przesiadywał w garażu, remontując swój samochód. Tym razem nie było inaczej.
        Garaż, cholera! Przecież tam jest teraz...
        - Alex! - usłyszałam, jak Jacob woła mnie z podwórka.
        - Ta? - spytałam, wychodząc.
        - Nowe hobby?
        - Pewnie. - rzuciłam. - Się wyklepie, remoncik się jebnie i będzie pięknie, będę sobie zapierdalać. - Jacob spojrzał na mnie unosząc jedną brew. -  Głupi jesteś, wiesz?
        - To w takim razie po co on ci tutaj?
        - Na skrzyżowaniu był wypadek. Pijany kierowca samochodu, motocykl. Przecież nie mogli zostawić go na środku ulicy, prawda? Dlatego - ciągnęłam dalej, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. - powiedziałam chłopakom, żeby wstawili go do nas, a oni pojechali do szpitala ogarnąć złamany nadgarstek.
        - A, spoko - mruknął Jacob. - Powiedzmy, że łapię.
        - Niedługo powinni wrócić, to sobie pogadacie - dodałam, po czym wróciłam do domu, na balkon, do książki.
        Tego mi było trzeba, by się w pełni uspokoić.

11 komentarzy:

  1. To jest super czekam na next i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest po prostu boskie proszę pisz szybko next i czekam na dalsze losy.... Błagam żebym nie musiała długo czkeać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w sumie nie mam napisanego drugiego rozdziału, ale ogólny zarys jest, jeśli przysiądę, by go napisać, w momencie będzie w całości napisany. postaram się zrobić to dość szybko, jak tylko znajdę dłuższą wolną chwilę :)
      jejku, ale mi się mordka ucieszyła jak komentarze zobaczyłam :) do tej pory zawsze dodawałam, dodawałam, a nic się nie działo. jestem trochę zaskoczona. pozytywnie oczywiście. mam nadzieję, że z czasem będzie nawet lepiej :)

      Usuń
    2. jasne że będzie lepiej bo nic nie działa korzystniej niż poczta pantoflowa

      Usuń
  3. No i jebła wypadek. Hah.
    Ale widzę mój wpływ, Bukowski i te sprawy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba było zacząć z pierdolnięciem, akcja musi być :)
      nie miałam co wpisać, a jak to kminiłam, to obok mnie leżała ta książka, to wpisałam.
      no bo kto bogatemu zabroni ? ;p
      i teraz muszę ogarnąć co dalej w miarę sensownie ^^

      Usuń
    2. No kto bogaemu zabroni ? NIKT ! ;D
      hah, spoko, spoko. ;D
      Da sie rade. Ja też zaczynam ogarniać wszystko powoli. Mam koncepcje.

      Usuń
  4. Aaaaaa, motory *,* I motocyklista <3 Mam słabość do motocyklistów :D
    Wypadek... na miejscu Alex walnęłabym pijanego gnojka w pysk -,-
    Matt- lubię to imię :D
    I brawo za opisy- bardzo dobrze :)
    Czekam na więcej i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaaa nie wierzę, że tak idealnie udało mi się trafić :D
      też mnie złapała taka słabość, dlatego zapragnęłam moto motywu w opowiadaniu ;)
      mordka strasznie mi się ucieszyła, dziękuję! aż mam szczerą chęć, by pisać więcej i więcej ;)

      Usuń
  5. Kiedy będzie następny rozdział bo ciągle tu wchodzę i patrze a w głowie układa mi się myśl ,,A może coś dodała?'' a tu pusto... Nie karaj nas!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wybacz, licho z weną było, zresztą widać to po kolejnym rozdziale. ale dodałam już :) następnym razem postaram się szybciej ^^

      Usuń